Zraniona ziemia…

Dopiero co dobiega końca ponad dwuletni chaos związany z pandemią, a tu na horyzoncie nowy zamęt. Ziemia ukraińska zostaje bestialsko zaatakowana przez sąsiedni kraj. Niszczone są domy, giną ludzie – nie tylko wojskowi, także cywile. Wróg nie oszczędza nikogo, dla nikogo nie ma litości. Ani dla Ukraińców, ani nawet dla własnych żołnierzy. Mimo to, da się w tym wszystkim dostrzec okruchy dobra. Polacy i inne narodowości wspaniałomyślnie przyjmują uchodźców, Ukraińcy chociaż pełni gniewu, ale potrafią czasem oszczędzić schwytanych jeńców. Na froncie i w schronach tworzy się mnóstwo dobrych inicjatyw. Darmowe posiłki dla żołnierzy i podróżujących. Bohaterscy medycy, żołnierze, wolontariusze – którzy narażają własne życie by pomagać innym. Polowe szpitale i punkty pomocy medycznej – by opatrywać rannych i ratować chorych. I wreszcie gorliwa modlitwa wszystkich – o pokój. Nie mam wątpliwości. Błogosławiona Marta która pozostała już na zawsze na ukraińskiej ziemi (na śniatyńskim cmentarzu gdzie w tych dniach wciąż trwa modlitwa) jest tam z nimi, nie opuszcza ich.

Jak podróżowała po całej Ukrainie w złotej skrzyni z relikwiami, tak teraz jest w ich sercach, jest przy każdym medyku który opatruje rannych żołnierzy i cywilów, jest w każdym kościele i cerkwi gdzie wznoszą się błagania o zaprzestanie bombardowań i ostrzału. Marta z pewnością z nimi jest i czuwa także nad zbawieniem ich dusz, by ksiądz z rozgrzeszeniem zdążył na czas, by nie zabrakło żalu, tam gdzie ksiądz już nie zdąży… A my? Nas wzywa, by się zaangażować w pomoc Ukraińcom, zarówno tu w kraju jak i na linii frontu – zaprasza do pomocy, kto jak może… Ta ogromna fala dobra jak przelewa się przez całą Europę, gdzie mnóstwo ludzi wierzących, przynaglonych miłością Ukrzyżowanego, zaangażowało się w pomoc uchodźcom i walczącym – to właśnie ta sama miłość, która całe życie inspirowała bł. Martę Wiecką by pomagać bez opamiętania. Pomimo zmęczenia, nieprzespanych nocy, nadmiaru obowiązków, fałszywych oskarżeń. Marta pozostała zawsze wierna, zawsze przy człowieku cierpiącym, opuszczonym, konającym, chorującym. Tak to sobie wyobrażam, że wszędzie tam gdzie teraz przelewa się na ukraińskiej ziemi krew, gdzie giną ludzie albo stają się kalekami od pocisków i wybuchów, tam właśnie teraz przechadza się bł. Marta i umacnia i pociesza tych prześladowanych. Wzmacnia ich nadzieję, dodaje otuchy, pokazuje że w Krzyżu Jezusa nawet cierpienie wojny może mieć błogosławiony sens. I wszędzie tam, gdzie omdlałe i zmęczone ręce medyków, wolontariuszy, żołnierzy i cywilów, nie są w stanie udźwignąć ciężaru wielogodzinnej służby na froncie lub wśród uchodźców, Marta podchodzi i podtrzymuje te dłonie dobrych ludzi wspierające wygnanych i zaatakowanych w Ojczyźnie. A tam gdzie nadzieja jest już na wyczerpaniu Marta niewidzialnie podchodzi i szepcze do ucha: “wytrzymasz, dasz radę, nie poddawaj się”. Tak to sobie wyobrażam… Jak myślisz? Czy to możliwe?

Oto co w Nowym Wiecu, na rodzinnej ziemi bł. Marty, powiedział arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, którego diecezja obecnie również jest dotknięta wojną:

https://radioglos.pl/wiadomosci/z-zycia-kosciola/6118-abp-mieczyslaw-mokrzycki-przewodniczyl-uroczystosciom-w-nowym-wiecu